poniedziałek, 16 września 2013

Epilog.

Nadszedł ten dzień, kiedy po czterech miesiącach żegnamy się z tym blogiem. Muszę przyznać, że będę za nim tęsknić. Był moim pierwszym, który uświadomił mi, że zawsze kochałam pisać. Mam nadzieję, że wam się podobał i mieliście taką samą przyjemność z czytania go, jak ja z pisania. Kiedy zaczynałam, wtedy w czerwcu, leżąc chora w łóżku, miałam tylko zarys tej historii, pomysł na początkowe kilka rozdziałów i fakt, że Magda na końcu będzie z Marciem. Później, zmieniałam pomysł na tego bloga wiele razy, ale myślę, że efekt końcowy nie był zły. Serdecznie zapraszam was na mojego bloga numer dwa oraz  bloga numer trzy.
Dziękuję bardzo każdemu, kto czytał, komentował i pisał mi miłe słowa na asku bądź fejsie. Nigdy sobie nie wyobrażałam, że moje pisanie komuś się tak bardzo spodoba.Jeszcze raz bardzo dziękuję :)

http://www.youtube.com/watch?v=NpCjsbsdTx4


Dziś były moje dwudzieste szóste urodziny. Tak wiele się zmieniło przez te ostatnie pięć lat. Mimo że opierałam się temu, jak tylko mogłam. Stało się to wszystko wtedy, kiedy otworzyłam drzwi tego styczniowego wieczoru tuż po rozstaniu z Jordim Marcowi. Nie mogłam się później od niego odpędzić. Postawił sobie za cel sprawienie, bym znowu się uśmiechała. Początkowo miałam go dość, ale z czasem zauważyłam, że z utęsknieniem czekałam na jego wizyty. Powróciły do mnie wspomnienia naszych rozmów z Brazylii, tej naszej więzi, która się miedzy nami wytworzyła już wtedy w Polsce. Nie chciałam się przyznać do tego, że coś miedzy nami jest. Ale w końcu musiałam, bo Marc uparcie do tego dążył. I w końcu to dla niego wyszłam z mieszkania i powróciłam do dawnego życia. Powróciłam do studii, stażu, powoli zaczynałam na nowo spotykać się ze znajomymi.A w tym wszystkim obecny był on. Był moją podporą i powodem, dla którego wstawałam z łóżka. Z czasem zrozumiałam, że jest on dla mnie bardzo ważny. W mojej duszy dziurę po stracie Leo i rozstaniu z Jordim załatał właśnie on.  Nie potrafiłam już bez niego żyć. Dzień, w którym mu o tym powiedziałam, był jednym z jego najszczęśliwszych, jak się potem dowiedziałam. Powiedział mi też, że marzył od dawna o tym, by móc powiedzieć mi, że mnie kocha. Początkowo ukrywaliśmy nasz związek. Bałam się reakcji naszych znajomych, tego, że nas znienawidzą. Lecz z czasem nabraliśmy odwagi. Dwa lata temu zamieszkaliśmy razem i ujawniliśmy się naszym najbliższym. Wbrew moim obawom zaakceptowali nasz związek i cieszyli się naszym szczęściem. Dodało mi to odwagi, by dalej żyć i by trwać w tym, co jest. Z czasem wspomnienia smutku, jaki mnie spotkał po stracie dziecka i rozstaniu z Jordim zostały przykryte przez szczęśliwe momenty życia z Marciem. Nigdy nie zapomnę o tym, co przeżyłam, ale teraz myślę o tym z pewną nostalgią, rozrzewnieniem. Są one częścią mnie i na zawsze we we we mnie pozostaną. Sprawiły, że teraz jestem taka, jaka jestem. Jak to mówi Marc, odważna i uśmiechnięta, ale ze smutkiem, który zawsze czai się gdzieś w moich oczach.
- O czym myślisz ? - Marc patrzył na mnie siedząc na przeciwko przy stoliku.
Byliśmy w restauracji i czekaliśmy właśnie na deser. Chłopcy z drużyny chcieli mi wyprawić ogromną imprezę, ale nie zgodziłam się. Chciałam ten dzień spędzić z Marciem. Jutro wygrają dla mnie, swojego psychologa, mecz i wtedy będziemy świętować podwójnie. 
- A tak mnie naszło na wspomnienia. Tak wiele się zmieniło. 
- I może jeszcze więcej.
Wstał i skinął ręką na kelnera. Światło przygasło, muzyka ucichła, a Marc klęknął przede mną trzymając pudełeczko z pierścionkiem w ręku.
- Magda, tak bardzo cię kocham. Wyjdziesz za mnie ? 
Moje serce wywinęło koziołka. Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Tak.
Założył mi pierścionek na palce i porwał w ramiona. W tej chwili chyba oboje byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Zaczynałam nowe życie. Z kimś, kto był moim przeznaczeniem. Komu zawdzięczałam to, że teraz się uśmiecham. Z kimś, kogo kochałam od dawna...

KONIEC

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 22 i ostatni.

http://www.youtube.com/watch?v=wVyggTKDcOE

*JORDI*

Wróciłem do domu od Cesca późno wieczorem. Było cicho. Już mnie to nie dziwiło. Ostatnio było tak cały czas. Czasem jedynie było słychać szloch Magdy. Postanowiłem zobaczyć jak ona się czuje. Pewnie jak zwykle nie okaże żadnej reakcji na moją obecność. Nie wiedziałem już, co robić. Cisza na górze zaczęła mnie zastanawiać. Coś było nie tak. Przyspieszyłem i wpadłem jak burza do jej pokoju. Odetchnąłem z ulgą - spała. Już miałem wychodzić i zostawić ją w spokoju, kiedy zauważyłem, że trzyma w dłoni jakąś kartkę. Wyjąłem ją, by nie przeszkadzała jej w nocy w spaniu. Rzuciłem na nią okiem i zamarłem.
NIE, NIE, NIE ! To nie może być prawda ! Przypadłem do niej i próbowałem ją ocucić. Nic. Zero reakcji. Wykręciłem numer szpitala i zrozpaczony wezwałem pomoc. Nie mogłem jej stracić. Nie potrafiłbym bez niej żyć. Nie mogłem zrozumieć dlaczego zrobiła coś takiego. Przecież wyrzuty sumienia nie mogły być aż tak wielkie. Ten wypadek ją rozbił, nie była już sobą. Moja Magda nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, kochała swoje życie. W tej chwili mógłbym zabić Mateusza za to, że zniszczył ją, jej życie, jej szczęście. Upadłem na kolana i trzymając ją za rękę błagałem, by nie było jeszcze za późno...

*MAGDA*

Nie udało się. Jordi wrócił za szybko i mnie odratowali w szpitalu. Żałowałam, że nie zrobiłam tego wcześniej. Nie dam rady żyć z tym smutkiem. I z tym palącym spojrzeniem Jordiego. Spojrzeniem, które wyrażało tak wiele. Niedowierzanie, złość i ogromny, ogromny smutek. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam osoby, której oczy wyrażałyby tak wielki ból. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Próbował się do mnie zbliżyć, przytulić. Chciał dobrze, chciał mnie wesprzeć. Ale ja nie chciałam jego pomocy. Jego dotyk przyprawiał mnie o strach i o uczucie, którego nie potrafiłam nazwać. Bałam się siły jego uczucia do mnie. Bo on kochał mnie nadal, chyba jeszcze bardziej jak przed wypadkiem. A ja już nie znajdowałam w sobie choćby cienia uczucia względem niego. Jedyne, co czułam, to wyrzuty sumienia. Za te problemy i zmarnowanie mu życia. Zrozumiałam to, kiedy powiedział mi o Mateuszu i chciał mnie pocieszyć. Czułam tylko wściekłość i pragnienie, by już mnie nie dotykał. Ten wypadek, ta śmierć sprawiły, że moja miłość do Jordiego umarła. Umarła wraz z naszym dzieckiem. Tak bardzo go kochałam, a teraz nie czułam już nic. Może jedynie niechęć. A Jordi planował dalsze wspólne życie. Musiałam go zostawić, nie potrafiłabym go okłamywać i żyć z nim dalej. Nienawidziłam siebie za to, że zadam mu ból. Po raz kolejny. Ale tak będzie lepiej. Lepiej cierpieć raz, nie przez całe życie. Podjęłam decyzję, musiałam się wyprowadzić i zacząć nowy etap w swoim życiu. Nowe życie, nowa przyszłość, nowe cele. Wyjdzie nam to na dobre, Czasem jest tak, że wypadki łączą pary jeszcze bardziej. U nas niestety tak nie było. Nie było mi żal z tego powodu. Tak widocznie musiało być. Uczucia się wypalają. Żal było mi tylko Jordiego, któremu pęknie serce.
Po powrocie do domu ze szpitala Jordi zostawił mnie samą sobie, nie poruszał tematu mojego niedoszłego samobójstwa. To dobrze. Miałam czas by się spakować i przygotować do rozstania.
Siedział w salonie i oglądał telewizję. A raczej patrzył w ekran pustym wzrokiem. Usiadłam naprzeciwko niego, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam :
- Musimy porozmawiać...
- Dlaczego ? - przerwał mi ze smutkiem w głosie.
- Co dlaczego ?
- Dlaczego chciałaś się zabić ? Tak bardzo nienawidzisz siebie ?
- Nie. Nie potrafiłam znieść wyrzutów sumienia i twojego spojrzenia.
- Ale ...
- Teraz już jest lepiej. Mam ciel w życiu. Wyrzuty sumienia trochę zniknęły. Pozostał smutek. Smutek i strach przed twoim spojrzeniem. Nie potrafię już być przy tobie. Boje się być z tobą, nie potrafię, nie chcę.
- Magda - w tym jednym słowie zawarł tyle bólu, że siłą woli powstrzymywałam płacz.
- Proszę cię daj mi skończyć. Nie mogę być dłużej z tobą. Ten wypadek, śmierć naszego dziecka sprawiły, że zrozumiałam, że cię nie kocham. Razem z Leo umarła jakaś część mnie. Część, która była też odpowiedzialna za miłość do ciebie. Próbowałam na nowo cię pokochać, ale nie potrafię. Nie potrafię otworzyć się na ciebie. Bardzo mi przykro. Wolałam powiedzieć ci to teraz, niż okłamywać przez resztę życia. Nie zasługujesz na takie traktowanie. Zasługujesz na kogoś, kto cię pokocha. Bardziej niż ja kiedyś. Musimy zacząć życie na nowo. To wydarzenie wywróciło nas i nasze życie o 180 stopni. Nie dało się już niczego naprawić. Teraz musimy ułożyć sobie wszystko na nowo. Sami.  

Miałam łzy w oczach. Nie mogłam patrzeć na to, jak wielki smutek malował się na jego twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś tak cierpiał. Ale nie było innego, lepszego sposobu, by zakończyć ten związek. Wstałam z kanapy, przytuliłam go po raz ostatni, wzięłam swoje rzeczy i wyprowadziłam się.
Wynajęłam mieszkanie w dniu, w którym się rozstaliśmy. Nie było ogromne, ale takie, by wystarczało. Wzięłam pół roku przerwy na studiach by dojść do siebie. Spędzałam dni w samotności, odcięłam się od wszystkich. Wiedziałam, że to głupi pomysł, ale inaczej nie potrafiłam. Mimo to nadal próbowali się ze mną kontaktować. Miałam spokój tylko dlatego, że nie wiedzieli, gdzie mieszkam.  W połowie stycznia dowiedziałam się, że Jordi opuścił Barcelonę. Było to niecałe dwa tygodnie po naszym rozstaniu. Przeniósł się do klubu w Moskwie. Mówiono, że to dlatego, że tam mieli mu lepiej płacić. Ale tak naprawdę wyniósł się, by być dalej ode mnie. Chciał rozpocząć życie na nowo.
Ja spędzałam dnie na rozmyślaniach. Patrzyłam w okno i zastanawiałam się, jak zacząć żyć, jak przestać przypominać "żywego trupa". Ale samym myśleniem niczego się nie zdziała. Mijały dni, a ja nadal zachowywałam się tak samo. "Obudził mnie" mnie jeden zwykły gest, jeden zwyczajny, choć natarczywy dzwonek do drzwi.
- Strasznie przepraszam, naprawdę nie wiem, jakim to się stało, że cię zalałem - usłyszałam - Jezu ! Magda, to naprawdę ty ?!!?
Spojrzałam na rozmówcę i ujrzałam kogoś, kto miał odmienić mnie i moje życie....




~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 
Nie zabijajcie mnie, błagam !!!
Rozdział zadedykowany Darii , której zawdzięczamy, że Magda żyje. Ja osobiście tak bardzo chciałam ją zabić, ale ona przekonała mnie na historii w szkole, że nie mogę.W piątek znowu naszła mnie ochota na zmienienie tego rozdziału, ale  Lona , krzyczała na mnie przez cały wieczór na skajpie, że nie mogę jej zabić. No więc Magda żyje.
Tym o to rozdziałem pożegnaliśmy w tej historii Jordiego Albę. W sumie brakuje mi go, ale tak musiało być. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś będzie szczęśliwy.
Przed nami jeszcze epilog i koniec.! 

piątek, 13 września 2013

Rozdział 21.

http://www.youtube.com/watch?v=wwCykGDEp7M

Już dwa dni minęły od mojego wyjścia ze szpitala, 10 odkąd dowiedziałam się, że moje dziecko nie żyje. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca w domu. Nie wychodziłam z łóżka, nie potrafiłam. Jeśli bym wyszła, musiałabym przejść obok pokoju mojego małego Leo. Pokoju, który już nigdy nie będzie wykorzystany, bo jego nie ma. Mojego dziecka już nie ma. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. To  wszystko była moja wina. Na początku chciałam, żeby to dziecko zniknęło, i tak też się stało. Mimo że już dawno zdążyłam je pokochać. Leo był częścią mnie. Dlatego teraz czuję się niekompletna, niepełna. Brakuje mi tej części, która była odpowiedzialna za miłość. Potrafię teraz tylko siedzieć i patrzeć w pustkę. Nie jestem w stanie okazywać uczuć, po prostu nie potrafię. Widzę, że ranię tym Jordiego, ale nie umiem inaczej. Nie potrafię odwzajemnić jego uczucia. Tym bardziej nie potrafię dzielić z nim smutku. Bo to przeze mnie to dziecko nie żyje. Nie potrafię mu teraz spojrzeć w oczy. Dlatego niby jesteśmy razem, ale oddzielnie. Oddzielnie przeżywamy naszą małą tragedię. Nie potrafimy znaleźć w sobie oparcia, mimo że wiemy, że wtedy byłoby nam lepiej. To, co się stało powoli nas od siebie oddala. A ja nie potrafię znaleźć sposobu, by to zmienić...

*JORDI*
Nie mogę sobie znaleźć miejsca w domu. Widok płaczącej ciągle Magdy doprowadzał mnie samego do płaczu. Nie mogłem patrzeć jak ona cierpi. Też czułem smutek, ale nie mogłem sobie wyobrazić, jak wielki musiał być jej. Mój równoważył się ze szczęściem, że ona żyje, że nie zostałem sam na świecie. A Magda zachowywała się, jakby tak właśnie było. Nie dopuszczała mnie do siebie, nie pozwalała sobie pomóc. Stałem w drzwiach pokoju i przyglądałem się mojej ukochanej. Patrzyła w okno, po jej twarzy ciekły łzy, a ona kręciła głową z przekonaniem. Znałem ten widok już na pamięć. Za każdym razem tak samo rozdzierał mi serce.
Zaczął wibrować mi telefon. Dzwonił Fabregas. Kolejny telefon od kolejnego zaniepokojonego kolegi z drużyny. Doceniałem to, że się martwili ale potrzebowałem, potrzebowaliśmy, czasu by sobie ze wszystkim poradzić.

  • Hej, co robisz ?
  • A jak myślisz ?
  • Nie możesz się tak cały czas zadręczać. Musimy się spotkać.
  • Wiesz, że nie mogę. Nie zostawię jej samej.
  • Shakira z Gerardem już do Ciebie jadą.
  • Ale to niczego nie zmienia.
  • Zmienia wszystko. Wsiadaj w samochód i przyjeżdżaj do mnie. Mam  pewne informacje dotyczące wypadku Magdy.
  • Nie mogłeś mówić tak od razu ?!
  • Nie chciałem, bo teraz będziesz się martwił. Do zobaczenia.
Po chwili samochód Shakiry i Pique zajechał na podjazd. Czekałem już na nich przed domem gotowy do  wyjazdu.
- Jak ona się czuje ? - Shak przytuliła mnie na powitanie.
- Bez zmian.
- A ty ?
- Tak samo jak dziesięć dni temu.
Przytuliła mnie jeszcze raz i pojechałem do Fabregasa. Otworzył mi drzwi z Lią na rękach.
- Opowiadaj, czego się dowiedziałeś ! - rzuciłem na powitanie.
- Chodź, wejdź do salonu i siadaj. Napijesz się czegoś ?
- Nie baw się w cholerną panią domu tylko opowiadaj !
- No tak, masz rację. Złapali sprawcę.
- Jak to ?! Czemu ja nic o tym nie wiem ?!
- Bo zamknąłeś się z Magdą w domu jak w bunkrze i nie dopuszczacie nikogo do siebie.
- Wcale tak nie jest.
Spojrzał na mnie znacząco.
- No dobra, ale sam rozumiesz. Kto to zrobił ?
- Nie uwierzysz .... Mateusz.  
- Nie ! Zabiję skurwiela ! Od dawna próbował zniszczyć jej życie, ją zniszczyć i w końcu mu się to udało. Nie odpuszczę mu.
- Spokojnie stary. Już jest złapany i przewieziony do Polski. Właśnie rozpoczyna się postępowanie przeciw niemu w sądzie. Oby dostał dożywocie i zginął marnie w więzieniu - dodał z wrednym uśmiechem.
- Jak to się stało, że tak szybko ma sprawę ?
- Społeczeństwo hiszpańskie to wymogło. Chcieli zrobić samosąd. Wszyscy kochają Magdę i cały kraj cierpi teraz razem z wami.
- Czemu ja nic o tym nie wiedziałem ?
- Już chyba omówiliśmy ten temat. Jak ona się czuje ?
- Zamknęła się w sobie. Nie dopuszcza nikogo, nawet mnie. Od dziesięciu dni się do mnie nie odezwała ! Od dziesięciu ! Tylko siedzi i patrzy w przestrzeń. Albo płacze. Cierpi w samotności.
- Boże, ale dlaczego ?
- Bo się obwinia. Myśli, że to jej wina. Na początku pragnęła usunąć tę ciążę, później pokochała naszego Leo, który teraz nie żyje. Uważa, że jej marzenie się spełniło, tylko że trochę później.
- Nie wiedziałem.
- Ja też nie. Dopiero Shakira mi o tym powiedziała po wypadku. I wtedy zrozumiałem, co ona czuje. Nie dopuszcza mnie do siebie, więc nie mogę jej wytłumaczyć, że to nie stało się z jej winy. Że to wszystko przez jakiegoś dupka, którym okazał się Mateusz. 
- Zabrakło mi słów, nawet sobie nie wyobrażam, przez co przechodzisz. 
- Cierpię. Cierpię z dwóch powodów. Pierwszy jest dosyć wiadomy - Leo, boli mnie to, że go nie ma. Tak bardzo na niego czekałem. Ale cierpię też dlatego, że tracę Magdę. Tracę ją i nie wiem, jak temu zapobiec.

*MAGDA* 
Długo myślałam nad tym, co muszę zrobić. Nie potrafiłam dłużej żyć. Nie z tym smutkiem, który mnie przepełniał. Nie z tymi wyrzutami sumienia, które były przy mnie ciągle. Za każdym razem większe, gdy tylko zamykałam oczy. Nie z Jordim, który patrzył na mnie z takim bólem. Nie byłam dla niego dość dobra. Jedyne, co mu przynosiłam, to żal, smutek i problemy. On w końcu to zrozumie. Tak jak ja to zrozumiałam. Zrozumie też, dlaczego musiałam zrobić to, co zrobię. Zrozumienie przyjdzie z czasem. Mam nadzieję, że tak samo będzie z przebaczeniem. Niczego nie chciałam bardziej, by mnie przebaczył. Kiedyś, w przyszłości, nie musi od razu.
Spojrzałam na kartkę, którą napisałam przed chwilą.
" Wybacz mi. Musiałam. Przepraszam. Nie myśl o mnie źle. Magda "
Tak, tyle wystarczy. Popatrzyłam na swoją twarz w lustrze. Była całkowicie spokojna. Pogodzona z losem. Taką siebie chciałam zapamiętać. Usiadłam na brzegu łóżka. Z odwagą wytrząsnęłam na dłonie całą zawartość pudełka z tabletkami nasennymi. Ze spokojem popiłam je wodą, zamknęłam oczy o położyłam się na łóżku. Zaczął mnie ogarniać sen. Sen, który miał przynieść ukojenie całemu mojemu cierpieniu...





~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

Rozdział zadedykowany mojej kochanej cudownej Lonie <3
Jeszcze 3 posty i pożegnamy się z tym blogiem ;c w sumie to już mi smutno....
Mam nadzieję, że się podobało.
Po raz kolejny zaproszę was na mojego drugiego bloga .

środa, 11 września 2013

Rozdział 20.

http://www.youtube.com/watch?v=q0KZuZF01FA


*MAGDA*

Tak  bardzo się cieszę, że mimo zaawansowanej ciąży mogę jeszcze chodzić do chłopaków na treningi. Jordi powtarza mi ciągle, że w moim stanie powinnam siedzieć w domu i odpoczywać. Nie ma mowy, tak bardzo rozpiera mnie energia. Dzisiaj udało mi się przyjść na trening.
Teraz mieliśmy iść z Jordim do centrum, chciałam kupić jeszcze kilka rzeczy dla naszego Leo. Obejmował mnie w pasie i opowiadał kolejne ciekawe rzeczy, które działy się w szatni.Gdybym nie znała chłopaków, to nigdy bym nie uwierzyła, że są zdolni do takich rzeczy. Zaśmiewałam się do łez.
- Poczekaj na mnie tutaj, pójdę po samochód.
- Przecież mogę się przejść ten kawałek - zaprotestowałam.
- Proszę cię, nie chcę żebyś się zmęczyła.
- Jordi ....
- Proszę.
- Oh, idź już po ten samochód.
Pocałował mnie w policzek i ruszył w stronę samochodu. Nagle obrócił się z przerażeniem w moją stronę. A mnie ogarnęła ciemność.....

*JORDI*
Już od kilku godzin siedziałem na tym cholernym krzesełku. Wokół mnie ciągle biegają lekarze i pielęgniarki, ale nawet mnie nie zauważają. Tak bardzo interesuje ich to, co dzieje się w sali obok. W sali, do której zabrali moją dziewczynę po tym, jak uderzył w nią z impetem samochodem jakiś wariat. Nawet nie potrafię opisać, co wtedy czułem. Gdyby nie przytomność umysłu moich kolegów z drużyny, to pewnie nadal byłbym na tym parkingu z zakrwawioną Magdą. Strach mnie sparaliżował. Myślałem już, że ją straciłem. Jak przez mgłę pamiętam tę jazdę karetką. Te ciągłe krzyki lekarzy, pośpiech, by tylko utrzymać ją przy życiu do przyjazdu do szpitala. Później szybkie przeniesie jej na salę operacyjną. Od tego już jej więcej nie widziałem. Odchodzę od zmysłów ze strachu. Chciałbym być tam przy niej, wiedzieć, że z nią i dzieckiem wszystko w porządku. Nie wiem, co zrobię, jeśli ich stracę. Nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia. W którymś momencie do szpitala wpadła też cała drużyna, zaczęli mnie pocieszać, ale ledwie to zarejestrowałem. Bali się o nią tak samo, jak ja. Ich obecność dodawała mi otuchy, ale i tak w głębi duszy byłem tylko ja i mój strach.
Drzwi od sali operacyjnej otworzyły się. Wyszła z niej lekarka, która była z Magdą od początku. Jej twarz była poważna, nie wyrażała żadnych emocji. Zerwałem się z krzesła. Kątem oka zauważyłem, że moi przyjaciele postąpili tak samo. Wszyscy zbliżyliśmy się do kobiety.
- Czy ktoś z państwa należy do rodziny pacjentki ? - zapytała rzeczowym tonem.
Podszedłem do niej.
- Ja. Jestem jej partnerem.
- W takim razie proszę pójść ze mną do gabinetu.
Ruszyłem za nią bez słowa. Moi przyjaciele uściskami próbowali dodać mi otuchy. Zająłem miejsce przy jej biurku.
- Nie będę owijać w bawełnę. Mam dla pana dwie wiadomości. Dobrą i złą - powiedziała rzeczowo. Czy ta kobieta miała w sobie jakiekolwiek uczucia ? - Udało nam się uratować panią Magdę. Niestety jej obrażenia były strasznie wielkie. Robiliśmy, co było w naszej mocy, przysięgam,ale pana syna nie udało się uratować.
Pocieszająco chwyciła mnie za dłoń. Wyszedłem z jej pokoju, oparłem się ścianę i schowałem głowę w dłoniach. Mój świat rozpadł się na tysiące małych kawałków. Chciałem krzyczeć z bólu. Czułem wściekłość. Gdybym tylko mógł dopaść tego kierowcę, nie ręczę za siebie. Sprawiłbym, że cierpiałby tak, jak ja teraz. A nawet mocniej. Bo odebrał życie nienarodzonemu dziecku. Mojemu dziecku. Walnąłem pięścią w ścianę. Do oczu cisnęły mi się łzy, pozwoliłem im lecieć. Było mi już wszystko jedno. Podeszli do mnie koledzy z drużyny, o nic nie pytali. Po prostu byli przy mnie. Poczułem, jak ktoś mnie przytula. Shakira stała przy mnie i pozwoliła mi się wypłakać na jej ramieniu. Jej oczy też były wilgotne od łez. Cały czas powtarzałem jak mantrę " On nie żyje, on nie żyje". W końcu dotarło to do mnie z całą bolesną świadomością. Upadłem na kolana. Podniósł mnie Cesc.
- Musisz być silny. Dla niej. Przed chwilą była tutaj pielęgniarka, powiedziała, że możesz już do niej wejść.
Jak ślepiec ruszyłem w stronę sali. Przyjaciele poklepywali mnie po plecach dodając odwagi. Otworzyłem drzwi i aż jęknąłem, ledwie ją poznałem spod tych wszystkich bandaży i kabli. Usiadłem przy łóżku i chwyciłem ją za rękę. Z moich oczu znowu poleciały łzy. Boże, spraw żeby z nią było wszystko dobrze. Nie poradzę sobie, jeśli ona mnie opuści. Nie wiem, jak długo tak przy niej siedziałem, ale po jakimś czasie zaczynała się budzić. Odetchnąłem z ulgą. Dziękuję boże, najgorsze już za nami.

*MAGDA*
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jordiego siedzącego obok mnie. W oczach miał łzy.
- Czemu płaczesz ?
- Boże tak się cieszę ! Obudziłaś się ! - jego twarz rozjaśnił ogromny uśmiech.
Chciałam wyciągnąć rękę i zetrzeć łzy z jego twarzy, ale nie mogłam.
- Jordi, co się ze mną stało ? - zapytałam przerażona.
- Miałaś wypadek skarbie, ale już jest wszystko dobrze.
- Wypadek ?! Jaki wypadek ?!
- Uspokój się Magda. Uderzył w ciebie samochód po treningu.
- Boże, dziecko ! Co z dzieckiem  ?!
Przez jego twarz przemknął cień. Wtedy już wiedziałam, że stało się coś strasznego.
- Nie udało się uratować dziecka. Magda, kochanie, tak mi przykro. To cud, że ty żyjesz. - w jego oczach na nowo zalśniły łzy.
A ja poczułam się jakby świat zawalił mi się pod nogami .......






~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

Ostatnio dobrze idzie mi pisanie, więc myślę, że tego bloga skończę przed końcem września :)
Później zapraszam was tutaj i na trzeciego bloga, który dopiero powstaje :0
Mam nadzieję, że się podobało.

piątek, 6 września 2013

Rozdział 19.

Serdecznie zapraszam wszystkich na mojego drugiego bloga !!!! :)  http://dame-una-chance.blogspot.com/  Posty będą dodawane tam, kiedy skończę tego bloga, jak na razie można zobaczyć bohaterów i przeczytać prolog. Mam nadzieję, że się spodoba. Wszystkich tych, którzy będą chcieli być informowani o nowych rozdziałach tam, proszę o podążanie za moimi wskazówkami, które znajdziecie przed prologiem.

http://www.youtube.com/watch?v=qYkbTyHXwbs

*Marc*

Wszedłem do mieszkania. Zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że jest o wiele mniejsze niż ta willa, w której mieszkałem z Sandrą. Podjąłem decyzję o rozstaniu już pół roku temu. Nie mogłem inaczej. Nie potrafiłem już z nią żyć. Nie dość, że zrozumiałem, że jej nie kochałem, to jeszcze wyszło na jaw, że zdradzała mnie od trzech lat.
Pamiętam dzień, w którym przyłapałem ją na zdradzie, jakby to się wydarzyło dzisiaj. Chciałbym powiedzieć, że wydarzyło się to w jakiś cudownych okolicznościach. Że przyłapanie było efektem jakiegoś planu. Ale nie. To było bardzo oklepane. Po prostu za wcześnie wróciłem do domu. Wyjechałem na weekend do rodziców, a Sandra, jak zwykle wymówiła się tym, że ma jakieś "zdjęcia". Nie pamiętałem, kiedy ostatnio gdzieś ze mną wyjechała. Wtedy już wiedziałem, czym to było spowodowane. Nie zabolał mnie fakt, że mnie zdradziła. Ale zabolało mnie to, z kim to zrobiła. Zrobiła to z moim najlepszym przyjacielem, a raczej z kimś, kto tylko go udawał. Chyba nigdy nie czułem tak wielkiej odrazy do jakiegoś człowieka, jak do Sergiego. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu, traktowałem go jak brata, a on zrobił mi takie świństwo. Nie wierzę, że potrafił patrzeć mi w twarz przez trzy lata i nie czuć poczucia winy. Nie potrafię zrozumieć, jak można być tak okrutnym. A traktowałem go jak brata. Poczułem się tak mocno zraniony, że nie widziałem innego ujścia dla swoich emocji, jak uderzenie go w twarz. I nie to nie raz. Nie wiem, co by się stało, gdyby Sandra nie odciągnęła mnie od niego. Plus dla Roberto, że nie próbował się bronić. Po tym całym zdarzeniu pozostało mi tylko jedno do zrobienia. Powiedziałem Sandrze, że to koniec. Spakowałem swoje rzeczy i wyniosłem się do mieszkania, które wynająłem.

Rozstanie z Sandrą nie sprawiło, że cierpiałem. Chyba już dawno temu zrozumiałem, jaka ona jest. Byłem z nią chyba tylko z przyzwyczajenia. I z niechęci do zmian. To już nie był związek. To było życie obok siebie w jednym domu. Pod koniec naszego związku to już nawet nie rozmawialiśmy. Żałowałem tylko jednego - straconego czasu. Bo teraz wiem, że gdybym mógł cofnąć czas, postąpiłbym inaczej. Nie męczyłbym się tyle z nią, tylko od razu chciałbym rozstania. Męczyłem się. Odkryłem to, kiedy zamieszkałem sam. W końcu poczułem niewysłowioną wolność. Ponadto nie żałowałem rozstania z Sandrą jeszcze z jednego powodu. Bo pokochałem inną.
Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzę w takie rzeczy. A szkoda, bo chciałbym, żeby między nami coś takiego było. Bo wtedy miałbym może jakieś szanse. A niestety nie mam. To jest pewne. Niby zawsze trzeba mieć nadzieję, ale ja nie jestem głupcem. Kocham ją, ale wiem też, że jest to bezcelowe, że tylko sprawi mi ból. Początkowo tylko mnie pociągała, była śliczna, zmysłowa. Jej uśmiech magnetyzował. Chyba każdy z nas choć trochę zazdrościł Jordiemu takiej dziewczyny. Pamiętam ten moment na początku naszej znajomości, kiedy chciałem ją pocałować wtedy w Gdyni. Wtedy to nie było nic ważnego, a taki tam pocałunek po pijaku, bo mi się podobała. Choć muszę powiedzieć, że byłem trochę zawiedziony, kiedy mnie odepchnęła. Później, kiedy dołączyła do naszej barcelońskiej rodziny, sam nie wiem, jakoś zacząłem tęsknić za jej uśmiechem, lubiłem te treningi, kiedy darła się na mnie, że jestem ciotą i nie powinienem być w Barcy. Byłem z siebie dumny, że to ja podsunąłem jej psychologię. Wtedy jeszcze nie dopuszczałem do siebie faktu, że coś do niej czuję. Przecież byłem z Sandrą. Dotarło do mnie,  że ją kocham, w Brazylii. Podczas tych długich rozmów na plaży staliśmy się sobie bardzo bliscy. Czułem się jakbym znalazł pokrewną duszę. Kiedy mnie pocałowała, sama, z własnej woli i powiedziała, że mnie kocha, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie obchodziło mnie,  że była wtedy pijana. Dla mnie liczył się fakt, że czuła to, co ja. Później, na plaży, chciałem jej wyznać, co czuję, ale ona nawet nie chciała mnie wysłuchać. Kiedy usłyszałem, że mnie przeprasza, że nie mówiła tego naprawdę, moje serce rozpadło się na kawałki. Obiecaliśmy sobie przyjaźń, na nic więcej nie mogłem liczyć. Dlatego nadal ciągnąłem ten bezsensowny związek z Sandrą. Nie chciałem być sam, kiedy musiałem sobie radzić z tym, że Magda była tak szczęśliwa z Jordim.
Ale kiedy mnie zdradziła, powiedziałem dość. Spakowałem swoje rzeczy i wynająłem własne mieszkanie. I od tego sam radziłem sobie ze swoim smutkiem. Jakaś nadzieja tliła się we mnie jednak nadal. Do czasu. Do momentu, kiedy Jordi nie oznajmił światu, że będą mieli dziecko. Wtedy zrozumiałem, że nigdy z nią nie będę, że ona nigdy nie odwzajemni mojego uczucia. Długo zajęło mi pogodzenie się z tym, że już zawsze będę sam. Ale zrozumiałem, że skoro ona jest szczęśliwa, ja też jestem. Nawet jeśli to szczęście zapewnia jej inny.
Włączyłem laptopa. Kolejne zdjęcia szczęśliwej Magdy z brzuchem. Jak bardzo mnie to bolało. Tak bardzo chciałem być na miejscu Alby. Wiele razy już próbowałem go znienawidzić, za to, że zajmuje moje miejsce przy jej boku. Ale nie potrafiłem. Dawał jej szczęście i opiekował się nią. A to liczyło się dla mnie najbardziej. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu.
- Masz zamiar ruszyć swój szanowny tyłek na dół ? - usłyszałem wściekłego Thiago.
Kompletnie zapomniałem o treningu. Wszystko przez te zdjęcia w internecie. Porwałem torbę i jak burza wypadłem z domu.
- Czekałem dziesięć minut ! - wykrzyknął na powitanie - Jak się spóźnimy, to zwalę wszystko na ciebie !
- Też się cieszę, że cię widzę - prychnął - jedź, nie gadaj.
Ruszyliśmy z piskiem opon, ale i tak przyjechaliśmy 15 minut po czasie. Durne korki. Trener był strasznie wkurzony. Wlepił nam dwadzieścia karnych rundek, później jeszcze musieliśmy robić pełno nudnych ćwiczeń. Kompletnie nie mogłem się skupić, bo Magda stała obok trenera i pokrzykiwała na nas. Wszyscy cieszyli się, że jeszcze nas odwiedza, ale ja bałem się o jej zdrowie, i wolałem, żeby już nie wychodziła z domu. Jest już w ósmym miesiącu. Choć nie, jak przestanie tu przechodzić, to już jej w ogóle nie zobaczę. Jakie to wszystko pogmatwane.
- Rusz się ! Zapomniałeś jak się biega ? - usłyszałem jej krzyk skierowany do mnie.
Przyśpieszyłem i uderzyłem przypadkowo w Thiago. Przewróciliśmy się oboje na ziemię.
- Jezu, debilu ! Co się z tobą ostatnio dzieje ? Zakochałeś się czy co ?
Mimowolnie spojrzałem w jej stronę. Akurat korzystała z chwili przerwy w treningu i dawała buziaka Albie.
- Nie ! Ty chyba sobie żartujesz ! - Thiago spojrzał tam gdzie ja.
- Ci, nie tutaj - wyszeptałem.
- Chyba będziemy musieli porozmawiać po treningu.

***
Wychodziliśmy z Ciutat Esportiva. Przed nami szła Magda z Jordim. Ona śmiała się, on ją obejmował. Bolało mnie serce jak na nich patrzyłem.
- Jesteś zakochany w Magdzie ? - prosto z mostu zapytał mój przyjaciel.
- Tak.
- To masz stary przesrane.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Ale jak to się stało ?
- Nie wiem, zrozumiałem, że ją kocham w Brazylii.
- Przecież to było tak dawno temu.
- Wiem.
- To czemu nic nie zrobiłeś ?
- Bo jest szczęśliwa.
- To nic nie znaczy.
- Dla mnie wiele. Kocham ją i jej szczęście jest dla mnie najważniejsze, nie moje, a jej.
- Jezu, ciebie naprawdę wzięło. Masz zamiar coś zrobić ?
- Będę liczył na to, że kiedyś pozwoli mi zostać swoim przyjacielem.
- Brak mi słów. Chciałbym cię jakoś pocieszyć, ale ...
- Spoko, rozumiem.
- Idziemy wieczorem na piwo.
- Nie pomoże mi to, ale zgadzam się.
Właśnie mieliśmy wejść na parking, kiedy zobaczyłem, że w kobietę mojego życia uderza rozpędzony samochód...




~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

Przetrwałam pierwszy tydzień, co jest naprawdę wielkim cudem. Tego bloga wiem, że będę dodawać do końca regularnie. No i niestety co raz bardziej zbliżamy się do końca.
Wiem, że pewnie wielu z was zastanawia się, czemu ten 19 rozdział wygląda tak, jak wygląda. Uwierzcie mi, że potem wszystko się wyjaśni :)
Jeszcze raz serdecznie zapraszam na mojego drugiego BLOGA .

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 18.

http://www.youtube.com/watch?v=P31A_SJWA8c

Wynik był pozytywny.Nie, to nie mogła być prawda. Popatrzyłam jeszcze raz. Wynik nadal był ten sam. Nogi się pode mną ugięły i wylądowałam na zimnych kafelkach. Oparłam się o szafkę i schowałam twarz w dłoniach. Nie mogłam być w ciąży. Nie ! Nie ! Nie ! Nie teraz. Chciałam krzyczeć. Jak mogłam sobie tak zrujnować życie ? Poczułam wściekłość. Na Jordiego. To była wszystko jego wina. Na siebie. Że nie dopilnowałam. Nadal ledwo do mnie docierał fakt, że spodziewałam się dziecka. Kilka razy przywaliłam głową w szafkę, żeby uświadomić sobie, że to się dzieje naprawdę. Nie mogłam być w ciąży. Nie teraz. Miałam dwadzieścia lat, studia, staż. Nie byłam gotowa na to w ogóle. Wiedziałam, że sobie nie poradzę. Musiałam jakoś sobie z tym poradzić za nim Jordi się dowie.
Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Kiedy moje ręce dotknęły kierownicy dopiero zauważyłam, jak bardzo się trzęsą. Chwyciłam ją mocniej i wycofałam z podjazdu. Przez całą drogę do domu Julii myślałam o tym, jak bardzo spieprzyłam sobie życie. Do oczu cisnęły mi się łzy. Starałam się je powstrzymać, jeszcze tego mi brakowało, żebym miała wypadek. Choć może wtedy straciłabym dziecko. Jest to jakiś pomysł. Wyszłam z samochodu i bez pukania wtargnęłam do willi. Usłyszałam śmiechy z salonu więc tam poszłam. Stałam chwilę i patrzyłam, jacy są szczęśliwi i zakochani. Oni planowali tę ciążę, ja nie. To była ta zasadnicza różnica, która z nich robiła ludzi zadowolonych,a  ze mnie osobę, która ma zrujnowane życie. Podnieśli głowy i zauważyli, że stoję w progu. I nagle moje bariery pękły, te wszystkie tłumione łzy w końcu doszły do głosu. Thiago od razu zerwał się z kanapy i podbiegł do mnie.
- Magda co się stało ? Coś z Jordim ? Rozstaliście się ?
- Thiago, idź sobie - powiedziała Julia.
- Słucham ? - zapytał zaskoczony.
- Nie pomożesz nam tutaj swoją obecnością - Julia wypchnęła swojego narzeczonego z salonu.
Objęła mnie ramieniem i posadziła na kanapie. Z rozmową poczekała aż skończyłam płakać..
- Miałam rację.
Nawet nie musiała pytać, od razu wiedziała, dlaczego przyszłam.
- Yhym - wymamrotałam i znowu wybuchnęłam płaczem.
- Hej, nie masz po co płakać. No chyba  że ze szczęścia.
- A z czego tu się cieszyć ? Z tego że zrujnowałam sobie życie ?
- Nie przesadzaj. Macierzyństwo to cudowna sprawa.
- Może dla ciebie, bo je planowałaś.
- Zobaczysz, że ty też w końcu poczujesz się zadowolona.
- Tak. Dopiero jak się go pozbędę.
- Co ty powiedziałaś ? - Julia była przerażona - nie możesz tego zrobić !
- A właśnie, że mogę. Nie mogę sobie pozwolić na zrujnowanie życia.
- Przecież bycie matką nie znaczy, że niszczysz sobie życie.
- Ale ja mam studia, staż...
- Też mam studia. To wszystko da się pogodzić. Pomogą ci, jesteś przecież dziewczyną Jordiego.
- No tak, specjalne traktowanie - wycedziłam.
- Musisz przyznać, że czasem się przydaje.
Popatrzyłam tylko na nią. Julia kompletnie nie rozumiała przez co ja teraz przechodzę. Była kompletnie zaślepiona tym, że macierzyństwo jest cudowne. Nie dostrzegała, że nie dla wszystkich było wymarzonym momentem życia. Nagle poczułam, że ona mi nie pomoże, że mnie nie zrozumie. Nigdy. Mogłam liczyć na jej wsparcie zawsze, tylko akurat nie w tej sprawie. Musiałam znaleźć kogoś innego, kto mnie wysłucha. I nagle mnie olśniło. Shakira ! Kiedyś opowiedziała mi, że przechodziła to, co ja teraz, będąc w ciąży z Milanem. Ona mi pomoże. Wyplątałam się z objęć mojej przyjaciółki, wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz ?
- Wiesz co, masz rację. Dam sobie radę z tą ciążą - skłamałam.
Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie i pobiegłam do samochodu. Miałam plan. Shakira mi we wszystkim pomoże. Jak burza zajechałam na jej podjazd i wtargnęłam do domu. Akurat była w kuchni.
- Boże Magda ! Chcesz żebym dostała zawału ?
- Przepraszam. Musisz mi pomóc.
Odłożyła wałek na blat i usiadła ze mną przy stole.
- No to mów, co się stało.
- Wpadłam. Jestem w ciąży. Musisz mi pomóc to naprawić.
- Naprawić ? Co masz na myśli ?
- Musisz mi pomóc usunąć ciążę.
Patrzyła na mnie chwilę w milczeniu.
- Dlaczego akurat ja ?
- No przecież wiesz. Przecież sama chciałaś usunąć, kiedy byłaś w ciąży z Milanem. Przecież już nawet byłaś u lekarza. Wiesz co i jak, masz kontakty. A ja muszę to zrobić jak najszybciej.
Westchnęła.
- Nie pomogę ci.
- Ale ... ale .. jak to ? - zamurowało mnie.
Miałam nadzieję, że akurat na nią będę mogła liczyć.
- Tamten okres w moim życiu był najgorszym, jaki mnie spotkał. Byłam głupia i zaślepiona. Nie rozumiałam, co jest w życiu ważne. Kariera byłam tym, co sprawiało, że rano wstawałam z łóżka. Myślałam, że kiedy urodzę, to stracę całą popularność. To było egoistyczne i niedojrzałe. Dobrze, że był wtedy przy mnie Gerard. Potrząsnął mną i sprawił, że się zmieniłam. Gdyby nie on, nie byłoby na świecie naszego syna, który jest teraz dla mnie najważniejszy na świecie. Każdego dnia dziękuję, za to, że Gerard nie pozwolił mi usunąć tej ciąży. I ty też nie możesz tego zrobić, rozumiesz ?
- Nie. To dziecko mi tylko zniszczy życie. - powiedziałam przez łzy.
- A może właśnie je odmieni na lepsze ? Sprawi, że w końcu poczujesz się spełniona ?
- Już czuję się spełniona. Z Jordim u boku.
- A więc to o to chodzi.
- Nie rozumiem.
- Boisz się tego, że dziecko zniszczy wasz związek. Sprawi, że popadniecie w rutynę nocnego wstawania, przewijania i ciągłych krzyków. Że nie będziecie już mieli czasu dla siebie. Że stracicie tę spontaniczność. Że twoje ciało tuż po porodzie nie będzie już go pociągać.
Kiedy Shaki to powiedziała uświadomiłam sobie, że nie bałam się tej ciąży z powodu studii, czy stażu. Bałam się jej właśnie z tego powodu. Że Jordi już mnie nie będzie kochał. Że już mnie nie będzie pożądał. Pokiwałam głową.
- Skąd wiedziałaś ?
- Bo sama przez to przeszłam ? To też były jedne z ważniejszych powodów, które skłaniały mnie do aborcji. Ale zrozumiałam, że jeśli Gerard mnie naprawdę kocha, to będzie mnie kochał szczupłą, grubą, z rozstępami, zawsze. I że o resztę będę musiała zadbać sama. Że jeśli ja uwierzę, że to dziecko zniszczy nasz związek, to tak będzie. Nie z winy dziecka, a z mojej.
Mimo iż czułam, że ma rację, nie chciałam rezygnować z mojej decyzji. Długo jeszcze rozmawiałyśmy. Argumenty Shakiry były bardzo przekonujące, ale ja nadal nie wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Ciągle miałam przed oczami wizję Jordiego, którego poza dzieckiem nie obchodzi nikt inny, że będę gruba, brzydka, a co najgorsze - odrzucona.
Miałam już wychodzić, kiedy Shakira wcisnęła mi do ręki kartkę.
- Co to jest ?
- Numery, po które tutaj przyjechałaś. Ale pamiętaj, że jeśli to zrobisz, do końca swoich dni będziesz budzić się ze świadomością, że zabiłaś. Zastanów się, czy jesteś na tyle silna, by żyć z tą świadomością.
I nagle dotarło do mnie, że nie zrobię tego. Że noszę w sobie życie. Człowieka. Człowieka, którego mimo moich pokręconych obaw, jakąś częścią mnie kochałam. Człowieka, który beze mnie nie da sobie rady. Człowieka, dla którego będę jedną z najważniejszych osób na świecie. Łzy znowu popłynęły mi z oczu.
- Nie mogę tego zrobić - pogłaskałam się po brzuchu.
- Wiedziałam, że podejmiesz dobrą decyzję. - Shaki popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- Dziękuję. Dziękuję, że mi nie pozwoliłaś.
- Kiedyś to samo ktoś zrobił dla mnie. A ty jesteś ode mnie mądrzejsza. Mi zrozumienie tego, że kocham mojego nienarodzonego syna zajęło o wiele więcej czasu.
- Kochałam moje dziecko od początku, ale nie potrafiłam tego zrozumieć.
- Czasem tak jest, że ktoś musi nam pomóc zrozumieć. No idź już, musisz powiedzieć Jordiemu - przytuliła mnie - idź, bo zaraz sama się rozkleję.
- Dziękuję - wyszeptałam po raz kolejny i pojechałam do domu.
Już od wejścia powitały mnie radosne krzyki dobiegające z salonu. Jordi znowu nie wrócił sam z treningu. Już zdążyłam się przyzwyczaić do faktu, że prawie codziennie ktoś nas odwiedza i mi to nie przeszkadzało, ale dzisiaj chciałam, żeby nikogo nie było. Musiałam porozmawiać z moim chłopakiem zanim stracę odwagę.. Weszłam do salonu i zastałam stały już widok. Rozwalony Jordi leżący na kanapie rozgrywający pewnie już kolejny tego dnia mecz w Fifę, akurat dzisiaj z Neymarem, których głośno dopingował Dani Alves.
To jego krzyki musiałam słyszeć wchodząc do domu. A wokół nich pełno papierków, pustych kartonów po sokach i bóg wie co jeszcze. Westchnęłam z irytacją.
- Już dzieci mniej śmiecą niż wy.
- O cześć Magda - przywitali się.
- Cześć kochanie - Jordi nadstawił policzek nie przerywając gry.
- Co to, to nie.
Poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Dobiegły mnie przytłumione głosy.
- A ona znowu wściekła - to był chyba Neymar.
- Współczucia stary.
- Ej no, nie jest tak źle - zaprotestował Jordi.
- My się będziemy zbierać - to był Dani. - Powodzenia.
Kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi, wróciłam do salonu.
- Ty to sprzątasz - powiedziałam.
- Taki miałem zamiar.
Usiadłam obok niego i postanowiłam od razu powiedzieć mu o ciąży. Nie chciałam owijać w bawełnę.
- Jestem w ciąży.
Popatrzył na mnie jakbym była ufoludkiem.
- Naprawdę ? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie, żarty sobie robię.
- To cudownie !
Podniósł się i porwał mnie w ramiona. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. Zrozumiałam wtedy, że moje obawy nie miały żadnego sensu. On będzie mnie kochał. Zawsze. W każdej sytuacji.

***
Ta ciąża wiele zmieniła w naszym życiu. Myślałam kiedyś, że nie mogę kochać go mocniej. A jednak mogłam. Myślałam, że wspólne mieszkanie scementowało nasz związek. Wcale tak nie było, była to ta ciąża. Jeszcze nigdy nie czułam się tak kochana, tak szczęśliwa. Jordi wspierał mnie w każdej chwili, chodził ze mną do lekarzy, pilnował, bym się nie przemęczała, bym miała wszystko, czego potrzebuję. Jordi poinformował wszystkich o mojej ciąży chyba w najpiękniejszy możliwy sposób.
Strzelił gola, a później podbiegając pod trybuny pokazał na mnie i pogłaskał się pod brzuchem. Reakcja chłopaków z drużyny była cudowna.
 Wszyscy skakali i cieszyli się, jakby to oni, a nie Jordi mieli zostać ojcem mojego dziecka.Pamiętam, że fani byli wniebowzięci. Jeszcze później zapanowała prawdziwa mania. Odkąd tylko dowiedziałam się, że urodzę syna, nie mogłam wyjść spokojnie z domu, by ktoś mnie nie zaczepił. A Jordi ? Jordi chodził jak pijany ze szczęścia już planując mu wielką karierę piłkarską. Razem z Jordim przerobiliśmy jeden z pokoi w naszym domu na pokój dla dziecka. Razem z Jordim chodziłam po sklepach i oglądałam te wszystkie maleńkie ubranka, zabawki. To był cudowny czas. Wiadomość o tym, że jestem w ciąży sprawiła, że nawet mój ojciec zmiękł. Początkowo nie chciałam my wybaczyć tego, jak mnie potraktował, ale Jordiemu udało się mnie przekonać, ze nasz syn nie powinien się wychowywać bez dziadków.
A teraz ? Teraz zaczynałam ósmy miesiąc ciąży i powoli przygotowywałam się do porodu ....






~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Rozdział zadedykowany wszystkim tym, którzy jutro idą do szkoły...
No właśnie, z powodu szkoły rozdziały będę dodawane raz na tydzień ( jeśli będę miała czas), maksymalnie raz na dwa tygodnie.